Blog Day 2008

Tak jak już pisałem dzisiaj jest Międzynarodowy Dzień Bloga.

Blog Day 2008


Oto blogi, które polecam:
  1. Miasik.net - blog prowadzony przez Maciej Miąsika. Znajdziecie na nim informacje o libertarianiźmie, infoanarchiźmie, technologii.
  2. Blog Jacka Sierpińskiego - blog jednej z najważniejszych postaci polskiego libertarianizmu.
  3. DwaGrosze - inwestowanie na chłopski rozum. Z tego bloga dowiecie się w jaki sposób zarządzać swoimi pieniędzmi, żeby nie musieć opierać się na niepewnej emeryturze państwowej.
  4. Islandia i reszta świata ... /podróże, historie, ciekawostki/ - blog o pięknym kraju jakim jest Islandia. Piękne zdjęcia, które mnie urzekły.
  5. PhotoshopDisasters - jedyny anglojęzyczny blog w tym zestawieniu. Jego autor prezentuje różnego rodzaju wpadki grafików.

Mam nadzieję, że spodobają się Wam te blogi.

dodajdo.com

Utylitaryzm, a prawa autorskie

W lipcu tego roku Komisja Europejska zaproponowała wydłużenie okresu ochrony własności intelektualnej z 50 do 95 lat. Argumentowano to tym, że muzycy, którzy dożywają sędziwego wieku tracą wszelkie źródła dochodu (tym zajmę się w dalszej części felietonu). Komisja zamówiła nawet raport na temat skutków wprowadzenia takiego prawa (i oczywiście zapłaciła za niego). Profesor P. Bernt Hugenholtz z Uniwersytetu Amsterdamskiego, dyrektor Instytutu Prawa Informacyjnego zajął się przygotowaniem dokumentu. Jakież było jego zdziwienie, kiedy okazało się, że KE już nie potrzebuje tego raportu. Przeprowadziła po prostu konsultacje społeczne, w których wzięły udział firmy fonograficzne, organizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi i wykonawcy. Czyli przeprowadzono je z ludźmi, którzy na tym zarobią. Raczej przeciwko nie byli. Zdziwienie profesora Hugenholtz przerodziło się we wściekłość, gdyż jego raport zawierał opinię, że wprowadzenie okresu 95-letniego będzie miało fatalne skutki dla całego społeczeństwa.

I tu dochodzimy do kwestii poruszonej w tytule. Utylitaryzm. Oznacza on ni mniej, ni więcej tylko to, że nie ma znaczenia to, czy coś jest słuszne czy nie. Czy coś jest złe, czy dobre. Liczy się tylko rachunek zysków i strat.

Profesor Hugenholtz zastosował właśnie podejście utylitarystyczne. Wynika z niego, że własność intelektualna nie jest uzasadniona moralnie. Gdyby była czymś słusznym nie potrzebne byłyby żadne konsultacje, tylko po prostu by ją wprowadzono. Tak jak ochronę życia czy własności materialnej (notabene, własność materialna jest chroniona wybiórczo, gdyż państwa okradają swoich obywateli). Nikt przy zdrowych zmysłach nie twierdzi na przykład, że ludzi po 90 można zabijać albo, że jeżeli posiadasz coś przez 10 lat, to można Ci to już ukraść. Wynika to z przyrodzonych nam praw naturalnych.

Swoją drogą ciekawe, w którym miejscu przebiega granica? Jaki okres jest według utylitarystów dobry i dlaczego? 50 lat jest w porządku? A 51, czy 60? Co się bierze pod uwagę ustalając właściwy okres? I dlaczego "własność" po upływie pewnego okresu może przestać nią być? Jaka magia to sprawia? Bardzo bym się chciał dowiedzieć.

Na koniec poruszę jeszcze kwestię biednych artystów, którzy na emeryturze będą musieli się zadowolić suchym chlebem i wodą. Już widzę Madonnę, Prince'a czy Jamesa Hetfielda żebrzących pod kościołem. Ktoś próbuje sobie w okrutny sposób żartować z ludzi naprawdę biednych. Być może rzeczywiście część artystów, to są jakieś ofiary losu i nie odkładają na starość, ale to ich sprawa i państwo nie powinno się tym zajmować. Ale akurat w tym przypadku (wydłużenie okresu ochrony prawa autorskiego) interesy artystów są na ostatnim miejscu. Lobby producentów już o siebie zadba.

dodajdo.com

Eksperci z Komisji Europejskiej

Pan Nigel Farage dosyć ciekawie przedstawia kompetencje nowych członków Komisji Europejskiej. Są to prawdziwi fachowcy. Warto zobaczyć.

dodajdo.com

Już niedługo Międzynarodowy Dzień Bloga

Wielkimi krokami zbliża się 31 sierpnia. W środowisku komuszym jest to rocznica porozumień sierpniowych, a w środowisku bloggerów, to Międzynarodowy Dzień Bloga.

Na czym polega świętowanie? Otóż każdy, kto zdecyduje się przyłączyć do tej akcji powinien tego dnia opublikować posta, w którym poleci 5 innych blogów.

Świętujmy więc!!!

Blog Day 2008

dodajdo.com

Zapłacimy za gwizdanie przy goleniu?

Jest szansa na to, że jednak nie będziemy musieli płacić za śpiewanie pod prysznicem lub gwizdanie przy goleniu. Co prawda bardzo mała, ale jednak jest.

Kalifornijski sąd uznał, że można opublikować filmik z własnym dzieckiem tańczącym do muzyki jakiejś gwiazdy. Jak widać wyraźnie stanął po stronie złodziejki, która taki filmik wrzuciła na YouTube, okradając piosenkarza. Ta zbrodniarka nie chciała zapłacić odszkodowania koncernowi fonograficznemu i została pozwana, a film usunięty z serwisu.

Sędzia zamiast skazać kobietę na 20 lat ciężkich robót, odrzucił wszystkie zarzuty wobec niej. Dodatkowo uznał też reakcję YouTube, który natychmiast usunął filmik, za niezgodną z prawem. W głowie mu się poprzewracało. Oj, ten sędzia raczej źle skończy.

A tak na serio, to tym koncernom fonograficznym totalnie już odpierdala. Niedługo każą sobie płacić za każde odsłuchanie płyty. Chcą stać ponad prawem. Koślawym strasznie, ale jednak prawem. Wydawało mi się, że jedną z głównych zasad tego prawa jest ta, że człowiek jest niewinny, dopóki nie udowodni mu się winy. Dla osób żyjących z tego parszywego monopolu jakim jest Własność Intelektualna, ta zasada jak widać jest znaczącą przeszkodą. Uważają, że nie będą mogli dostatecznie szybko reagować. I bardzo dobrze! Może najpierw trochę pomyślą, zanim cokolwiek zrobią.

dodajdo.com

Jak Chińczycy wygrali klasyfikację medalową?

Jak się ma prawie 1,5 miliarda niewolników pod ręką, to nie problem wytresować sobie mistrzów. Trzeba jednak zacząć od najmłodszych lat. Na blogu MDOLLA można zobaczyć jak przebiega taka tresura. Tak się hoduje inwalidów.

dodajdo.com

Moja własna statystyka olimpijska

Statystyka jak wiadomo jest najwyższą formą kłamstwa, ale mimo to lubię się czasem pobawić w analityka. Szczególnie jeżeli jest to związane ze sportem. Cóż, ludzie mają różne zboczenia: froteryzm, ekshibicjonizm, zbieranie znaczków. Moim jest dziwna analiza różnych, nikomu niepotrzebnych, danych. ;-)


Jak można zobaczyć na stronie NBC, Amerykanie mają chyba jakieś kompleksy, bo oczywiście stworzyli swoją własną tabelę medalową. O miejscach decyduje liczba medali, a nie to z jakiego kruszcu zostały zrobione. Ale dlaczego tylko mieszkańcy "kraju szczęśliwości" mają się cieszyć? Stwórzmy kilka nowych tabel medalowych.


Dosyć ciekawie przedstawia się skuteczność poszczególnych ekip. Wyliczyłem ją w bardzo prosty sposób - liczbę sportowców, których wystawił dany kraj, podzieliłem przez liczbę zdobytych medali. Najskuteczniejsza okazała się Korea Północna. Jak widać wysłali najlepszych, a nie bandę statystów. Nawet w tej ostatniej ostoi prawdziwego komunizmu ktoś czasem myśli.

M Kraj Ilość sportowców Ilość medali Medale na sportowca
1 Korea Północna 5 6 1,20
2 Antyle Holenderskie 3 1 0,33
3 Zimbabwe 13 4 0,31
4 Kenia 56 14 0,25
5 Afganistan 4 1 0,25
6 Togo 4 1 0,25
7 Armenia 25 6 0,24
8 Indonesia 24 5 0,21
9 Etiopia 34 7 0,21
10 Panama 5 1 0,20
...
70 Polska 273 10 0,04


Lećmy dalej. Kolejnym, wydaje mi się, że ciekawym zestawieniem, będzie pokazanie, który naród ma największy potencjał. Współczynnikiem, który brałem tutaj pod uwagę, była liczba medali na każdy milion mieszkańców danego kraju. Jak można się było spodziewać w czole tabeli głównie małe wyspy. W pierwszej dziesiątce z bardziej zaludnionych krajów tylko Australia i Kuba. Dwa zupełnie różne podejścia: bardzo duża wolność i bardzo mocne zniewolenie, a umiejętności wybrania dobrej ekipy na igrzyska podobne. Ciekawe...


M Kraj Ludność Ilość medali Medale na milion mieszkańców
1 Bahamy 307 451 2 6,51
2 Antyle Holenderskie 225 369 1 4,44
3 Jamajka 2 804 332 11 3,92
4 Islandia 304 367 1 3,29
5 Słowenia 2 007 711 5 2,49
6 Australia 20 600 856 46 2,23
7 Nowa Zelandia 4 173 460 9 2,16
8 Norwegia 4 644 457 10 2,15
9 Kuba 11 423 952 24 2,10
10 Armenia 2 968 586 6 2,02
...
53 Polska 38 500 696 10 0,26


Zobaczyliśmy już, które kraje są najlepsze jeżeli chodzi o dobór ekipy na igrzyska, oraz które narody mają największy potencjał. Zobaczmy teraz jak wyglądają osiągnięcia olimpijskie ze względu na PKB.


M Kraj PKB per capita Ilość medali Medale na 10000$ PKB
1 Zimbabwe 200 4 200,00
2 Chiny 5 300 100 188,68
3 Etiopia 800 7 87,50
4 Kenia 1 700 14 82,35
5 Kuba 4 500 24 53,33
6 Rosja 14 700 72 48,98
7 Ukraina 6 900 27 39,13
8 Korea Północna 1 900 6 31,58
9 Uzbekistan 2 300 6 26,09
10 Stany Zjednoczone 45 800 110 24,02
...
36 Polska 16 300 10 6,13


Hmmm... czyżby wysokie PKB nie pomagało? Z krajów wysoko rozwiniętych dopiero USA na 10 miejscu, a na pierwszym Zimbabwe, gdzie każdy mieszkaniec jest miliarderem.

Wynik powyższego zestawienia nie za bardzo mi pasował (logika podpowiadała, że powinno być inaczej), więc postanowiłem policzyć średnią. Uczyniłem to w następujący sposób: rozdzieliłem kraje na pięć grup, tak aby suma PKB per capita była w każdej grupie zbliżona. Pierwsza grupa, to kraje najbogatsze, ostatnia najbiedniejsze. Jak widać kraje najbiedniejsze zdobyły najwięcej medali (nic dziwnego, w końcu jest ich najwięcej), ale średnio to kraje o największym PKB (grupy G1 i G2) są zdecydowanie lepsze.


G1 G2 G3 G4 G5
Suma medali 147 173 135 164 340
Liczba krajów w grupie 7 9 10 16 46
Średnia liczba medali 21 19,22 13,5 10,25 7,39
Średnie PKB per capita 44 285,71 36 322,22 29 810,00 18 700,00 6 215,22


Ostatnim zestawieniem jakie zrobiłem było porównanie indeksu wolności ekonomicznej przygotowanego przez Fundację Heritage z osiągnięciami na olimpiadzie. Niestety w tym rankingu nie sklasyfikowano Serbii, Sudanu, Antyli Holenderskich oraz Afganistanu. Jak widać w poniższej tabelce, kraje charakteryzujące się największą wolnością gospodarczą osiągnęły największe sukcesy. Na drugim miejscu, aczkolwiek bardzo daleko, są kraje gdzie praktycznie nie ma wolności ekonomicznej, a to idzie w parze często z brakiem jakiejkolwiek wolności.


Wolne W większości wolne Umiarkowanie wolne W większości zniewolone Represyjne
Suma medali 187 181 233 222 130
Liczba krajów w grupie 6 20 27 22 9
Średnia liczba medali 31,17 9,05 8,63 10,09 14,44


Wnioski:
  1. Im kraj jest bogatszy i im większą wolnością się charakteryzuje tym większa szansa, że będzie osiągać także sukcesy w sporcie.
  2. Krajom biedniejszym trudno jest przygotować i wysłać sportowców na olimpiadę, dlatego też selekcja jest u nich dużo bardziej dokładna. Na zawody jadą rzeczywiście ci, którzy mają szansę coś osiągnąć.
  3. Paradoksalnie, im kraj mniejszy, tym większa szansa na znalezienie talentu sportowego.
  4. To tylko zabawa


I pamiętajcie:
Są trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, przeklęte kłamstwa i statystyki.
Benjamin Disraeli

dodajdo.com

Soliptyk

Walter B. Jehovah (nie śmiejcie się z jego nazwiska, naprawdę miał takie) był soliptykiem cale swoje życie. Soliptyk, na wypadek, gdybyś nie znał tego słowa, to taki gość, który wierzy, ze jedynie on sam realnie istnieje. Inni ludzie i cały wszechświat istnieją tylko w jego wyobraźni. Jeśli zaś przestanie o nich myśleć, to przestaną istnieć.
Tak zaczyna się short story Frederica Browna, amerykańskiego pisarza science fiction. Całość do przeczytania >>TUTAJ<<

dodajdo.com

Ksiądz i policjanci

Co prawda skecz, ale jakże prawdziwy. ;-)

dodajdo.com

Społeczny kaleka

Jakże prawdziwa piosenka zespołu Completely Unprofessional.

dodajdo.com

Tragedie na nasz koszt

Wiedziałem, że żyję w pojebanym kraju, ale okazało się, że nie doceniałem naszych polityków. Albo idioci, albo skorumpowani - innej opcji przecież nie ma. I jak tu oglądać wiadomości, skoro co chwila człowieka szlag trafia. To nie na moje nerwy.

Pamiętacie pewnie jeszcze jak przed tygodniem mieliśmy małą namiastkę tego czego doświadczają mieszkańcy południowych stanów USA. Chociażby członkowie zespołu Śląsk mieli nieciekawą przygodę z tornado.




Ale w takim Kansas, to dopiero wiatry szaleją:




W Polsce powiało trochę słabiej, ale i tak wystarczyło to do tego, żeby zniszczyć kilka domów. Oczywiście na miejscu pojawili się dziennikarze, a za nimi bardzo szybko politycy (wyczuwają kamery jak muchy gówno - podobny gatunek, równie wkurzający). I nasza wspaniała władza ustami premiera powiedziała, że większość ludzi to frajerzy. Tak proszę Państwa FRA - JE - RZY. Bo trzeba być jakimś idiotą, żeby się ubezpieczyć od nieszczęścia. Przecież rząd pokryje straty w 100%.

Jeszcze we wtorek politycy PO upierali się, że odszkodowania ofiarom katastrof należą się z budżetu państwa. Ale później zmienili zdanie. Przez chwilę myślałem, że zmądrzeli, ale to był z mojej strony tylko taki rozbłysk naiwności. Wybrańcy narodu szybko postawili mój cynizm do pionu. Zrobili to, czego można się było spodziewać bo aferałach. Zaproponowali, żeby państwo dopłacało do ubezpieczeń. Tak jak już pisałem: albo idioci, albo wzięli grubą kasę od towarzystw ubezpieczeniowych.

Opozycja nie byłaby sobą, gdyby nie wtrąciła swoich trzech groszy. Co partia to inne pomysły. I tak przedstawiciel czerwonych socjalistów, Wojciech Olejniczak, powiedział (skądinąd całkiem rozsądnie):
Państwo odpowiada za budowę wałów przeciwpowodziowych, kupowanie sprzętu pozwalającego na monitorowanie poziomu rzek i przewidywanie kataklizmów. Oczywiście w momencie katastrofy rząd powinien też zapewnić poszkodowanym pomoc, która pozwoli im przetrwać. Ale nie może być tak, że po każdej katastrofie z pieniędzy budżetowych będzie się odbudowywało wszystkie zniszczone budynki.
On też opowiada się za dopłatami do ubezpieczeń, aczkolwiek przewiduje, że dopłaty te z czasem będą mniejsze, gdyż:
Im więcej osób się ubezpiecza, tym bardziej firmy ubezpieczeniowe obniżają swoją stawkę.
Cóż, pan Olejniczak, jak to socjalista, nie ma zbyt dużego pojęcia o ekonomii. Jeżeli jakieś pieniądze dostaje się za darmo, to łatwo się z nich nie rezygnuje. A firmy ubezpieczeniowe nie są organizacjami charytatywnymi.

Szef klubu parlamentarnego Partii Krewnych i Znajomych Królika (w skrócie PSL), poseł Stanisław Żelichowski (socjalista zielony), przedstawił pomysł swojej partii. I tu niespodzianka. Według nich powinien powstać państwowy fundusz ubezpieczeniowy. Pewnie coś na wzór Agencji Nieruchomości Rolnych, ze zielonym szwagrem jako prezesem of course.

Ale najlepsza była brunatna socjalistka, Aleksandra Natalii - Świat:
To państwo powinno pomagać ludziom poszkodowanym przez różne kataklizmy. Oczywiście można mieć pretensje, że pomoc nie jest udzielana ofiarom pojedynczych wypadków samochodowych czy ludziom, którzy stracili w pożarze od pioruna dom. Niestety, nie da się stworzyć idealnego mechanizmu, który obejmowałby wszystkich poszkodowanych. Ale przecież i media inaczej relacjonują katastrofy masowe niż pojedyncze tragedie. Dlatego też ofiarom takich wypadków należy się pomoc państwa i zainteresowanie polityków najwyższego szczebla.
Niesamowita logika. Pomagamy tym ludziom, których pokazuje telewizja. Spotkała Cię tragedia? Jeżeli nie było tego w mediach, to siedź cicho, nic Ci się nie należy. Ani pomoc, ani zainteresowanie polityków. Wypowiedź strasznie głupia, ale przynajmniej uczciwa.

Czeka nas więc albo okradanie na rzecz ofiar katastrof, albo na rzecz prywatnych firm. I tak źle i tak niedobrze.

Jakoś żaden z polityków nie powiedział tego, co wydaje się oczywistością: tragedie się zdarzają i każda z nich ma wymiar indywidualny. Jakiekolwiek wartościowanie (tym pomożemy, a tym nie) jest splunięciem w twarz poszkodowanym. Należy ofiarom współczuć, pomoc (dobrowolna!!) w miarę możliwości jest jak najbardziej ludzkim odruchem, ale nie można nikogo zmuszać, do tego żeby z jego pieniędzy wypłacać komukolwiek odszkodowania. Od tego są firmy ubezpieczeniowe, z którymi można zawrzeć umowę. Jeżeli ktoś tego nie robi i liczy na szczęście, to jako osoba dorosła i odpowiedzialna ma do tego pełne prawo. Wypłacanie odszkodowań ze skarbu państwa jest niczym innym jak traktowaniem tych ludzi jak małe dzieci niezdolne do samodzielnego życia.


P.S. Przypomniała mi się Powódź Tysiąclecia i wypowiedź Cimoszewicza:
ludzie którzy się nie ubezpieczyli są sami sobie winni.
Po cholerę on za to później przepraszał? Za stwierdzenie faktu? Cóż, takie są uroki pieprzonej demokracji.

dodajdo.com

Google zje się samo - sztuka czy biznes?

Austriacki performer Hans Bernhard poinformował, że dwa i pół roku temu uruchomił projekt Google Will Eat Itself (Google zje się samo). Projekt ten ma na celu wykupienie wszystkich akcji firmy Google.

Pieniądze na ten cel generowane są poprzez serwowanie reklam Google na ukrytych stronach internetowych. Reklamy te klikane są przez boty oparte na sztucznej inteligencji. Można powiedzieć, że Google wykupuje się samo. Bernhard nazwał to autokanibalizmem. Jego performans polega na rozmontowaniu modelu ekonomicznego opartego na klikalnych reklamach.

Każdy może dołączyć się do tego projektu. Każdy może stać się właścicielem Google praktycznie nic nie robiąc.

"Artysta" przeoczył tylko jedną (aczkolwiek bardzo istotną) rzecz. To co robi jest zwykłą kradzieżą. I nie okrada Google, tylko firmy, które wykupiły te reklamy. Poza tym, to co robi, to nienajgorszy "biznes". On i jego towarzysze zarobili na tym już ponad 400 tys. dolarów. Czy jest to sztuka?

dodajdo.com

A co jeśli Richard Dawkins się myli?

Richardowi Dawkinsowi podczas jednego z wykładów zadano pytanie: a co, jeżeli się Pan myli? Oto jego odpowiedź:

dodajdo.com

10 przykazań - czy potrzeba aż tyle?

Świetny skecz George'a Carlin'a

dodajdo.com

Skończymy jak Gruzja?

Były prezydent Polski, Aleksander "nie piłem, biorę leki" Kwaśniewski zaapelował do obecnego o podpisanie Traktatu Lizbońskiego. Jeżeli się tego nie zrobi, to zaatakuje nas Rosja. Logiczne, prawda?

Unijne przydupasy chwytają się już naprawdę bezczelnych zagrywek, żeby tylko postawić na swoim. Czyż to nie dziwne, że mimo iż Irlandia odrzuciła Traktat, to jest on dalej forsowany? Przecież zgodnie z prawem Wspólnoty Europejskiej traktat ten jest już nieważny. I nawet jak wszystkie pozostałe państwa go ratyfikują, to nic to nie zmieni. Oczywiście można wprowadzić nowe prawo, które da moc decyzyjną większości, ale musi ono być zaakceptowane przez wszystkie kraje członkowskie. Praktycznie nie ma na to szans.

A nie zaciekawiło Was, dlaczego we wszystkich krajach WE (poza Irlandią) nie przeprowadzono referendum? Ciekawe czego się bali? Czyżby tego, że TL czeka taki sam los jak identyczną Konstytucję Europejską? Co prawda wtedy Francuzi i Holendrzy uznali KE za mało socjalistyczną, ale liczy się skutek. W Polsce też (p)osły olały sobie Naród i do referendum nie dopuściły.

Najśmieszniejsze w tym całym zamieszaniu z traktatem jest to, że cały czas mówi się o Unii Europejskiej, a ona tak naprawdę nie istnieje. Dopiero ratyfikowanie TL, przez wszystkie kraje stworzyłoby taki twór prawny. Jak to mówił mistrz propagandy:
Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą.
Jak widać (a raczej słychać), pogrobowcy Goebbelsa dobrze odrobili swoją lekcję. A Kwaśniewski, widocznie w jakiejś mocnej delirce twierdzi, że Polska "potrzebuje więcej Unii".

Podsumujmy: nie jesteśmy w Unii Europejskiej, tylko we Wspólnocie Europejskiej, a twór ten nie ma nic wspólnego z obronnością. Jest wyłącznie organizacją polityczno - gospodarczą. Zakłada się co prawda wspólne misje wojskowe, ale to nie WE decyduje, tylko poszczególne kraje członkowskie samodzielnie. Traktat Lizboński nic w tej kwestii nie zmienia.

Jesteśmy też członkiem NATO, który z kolei jest organizacją stricte militarną. Jeżeli jakikolwiek kraj należący do paktu zostałby zaatakowany, to automatycznie pozostałe kraje byłyby w stanie wojny z napastnikiem. Czysto teoretycznie (bo nie w takich wypadkach wystawiano nas do wiatru) jesteśmy zabezpieczeni przed atakiem Rosji, ale nie ze względu na przynależność do WE, tylko do NATO. I małe szanse są na to, że skończymy jak Gruzja, bo z ropą naftową mamy mało wspólnego.



Dzięki ci, Irlandio, za Twoje gromkie "NO"

dodajdo.com

Klecha - OFF

Ostanie wpisy raczej poważne, dlatego też teraz odrobina humoru. Filmik reklamowy środka na księży.

dodajdo.com

Warszawski szał

23 sierpnia 2004 w Gazecie Wyborczej pojawił się artykuł Mój warszawski szał. Przedstawia on historię Belga, który pacyfikował Powstanie Warszawskie. Takie spojrzenie z "drugiej strony barykady". Artykuł bardzo dobry (mimo iż z Wybiórczej), wart przeczytania.
O, tu mam pamiątkę z Warszawy. - Staruszek podnosi brodę, naciąga skórę jak przy goleniu. Na pomarszczonej szyi cienka blizna. - Nóż? - Chyba bagnet. 60 lat sobie powtarzam: "Był nie dość ostry". Polak chciał mi poderżnąć gardło. Widziałem tylko jego oczy i błysk na hełmie. W Warszawie stoczyłem 19 walk na noże i bagnety. W piwnicach. Piwnice to była druga Warszawa. Kiedy walczysz w piwnicy, jest cicho, nic nie widzisz. Byłem szybszy. Zabiłem tego Polaka. Warszawa to moje najstraszniejsze przeżycia

dodajdo.com

40 - 1

Skoro jesteśmy już przy heavy metalu i polskiej historii, to wstawię jeszcze jeden kawałek. Szwedzki zespół Sabaton nagrał piosenkę, która sławi żołnierzy uczestniczących w bitwie pod Wizną. Jak podaje Wikipedia:
[Obrona Wizny miała miejsce] w dniach 6-10 września 1939. 720 Polaków pod dowództwem Władysława Raginisa walczyło przeciw 42 200 żołnierzom niemieckim, 350 czołgom, 457 moździerzom, działom i granatnikom i wsparciu powietrznym Luftwaffe. Na jednego zabitego Polaka przypadło czterdziestu Niemców. Tylko kilkudziesięciu polskich żołnierzy dostało się w niewolę niemiecką. Reszta zginęła walcząc do końca, broniąc swej ojczyzny. Dowódca dopełnił złożonej wcześniej przysięgi, że żywy nie odda bronionych pozycji. Po wydaniu rozkazu kapitulacji ostatnim ocalałym podwładnym, sam pozostał na stanowisku dowodzenia i popełnił samobójstwo, rozrywając się granatem.
Piosenka razem z polskim tekstem:

dodajdo.com

Niemcy o Powstaniu Warszawskim

Niemiecki zespół heavymetalowy Heaven Shall Burn nagrał piosenkę składającą hołd Polakom walczącym podczas Powstania Warszawskiego. Jest to co prawda kawałek ostrej muzyki (nie każdy lubi), ale warto.


dodajdo.com

Przenosiny zakończone

Przeniosłem się. A raczej przeniosłem bloga. Oczywiście nie wszystko. Wybrałem te teksty, które uważałem za dobre.

Czy kolejne podejście do pisania będzie udane? Zobaczymy. :D

dodajdo.com

Bezy Pierwszej Damy

Napisane 23 marca 2007

Właśnie co skończyłem lekturę zapisu rozmów Oleksego z Gudzowatym ze słynnych taśm. Coś pięknego. Jeszcze mnie boli brzuch ze śmiechu. Moim zdaniem zapis ten powinien stać się lekturą obowiązkową w szkole, żeby dzieciarnia się nauczyła jak wygląda prawdziwa polityka.

Zastanawia mnie jedna rzecz. Politycy, o których wspominał Oleksy teraz ostro się o nim wypowiadają, jakby zapominając, że nie był tam sam. To Gudzowaty wszystko nagrywał i to on upił Oleksego, i prowokował go do takich, a nie innych, wypowiedzi. Ani Kwaśniewski, ani Borowski, ani Olejniczak słowem nie zająknęli się o szefie Bartimpexu. Ciekawe, co on na nich jeszcze ma?

Poniżej najlepsze kawałki z tych taśm, moja prywatna lista przebojów.

10.

Oleksy: W każdym razie rzecz idzie o to, kto powiedział, że Młody [syn Leszka Millera] bierze. Bo to, że bierze to chodziło powszechnie, że nagabuje, że jest natrętny. A Miller [ojciec] moim zdaniem musi być w to zamieszany, bo on wybiela Młodego.

9.

Oleksy: [Wojciech] Olejniczak był w moim zarządzie i słowa nie słyszałem przez dwa lata, żeby mu się jakieś aferki w SLD nie podobały. Wszystko mu się w SLD podobało. A teraz wielki nowy Sojusz.

8.

Oleksy: Posadził mnie koło Kwaśniewskiego.
Gudzowaty: To mogłeś się całować z nim.
Oleksy: Rzucił się na mnie. A on jest tak kurwa bezkrytyczny, że za parę chwil mi się na szyję rzucił. Najpierw mnie wykańcza, a potem się na szyję rzuca, żeby ludzie widzieli. Co za fałszywce (...) Usiedliśmy, nie minęły trzy minuty, a już [Kwaśniewski] o Leszku [Millerze] mówił. Jaki chuj, jaki zawzięty, a jaki nieuczciwy, a jaki cyniczny. (...)

7.

Oleksy: Wiesz, ile jest w Stanach Zjednoczonych oficjalnych limuzyn państwowych? 16. A wiecie, ile jest w Polsce samochodów służbowych z kierowcami? 50 tysięcy. To jest skala poziomu kraju i jego kultury. (...)
Gudzowaty: Dorwało się chamstwo do władzy...
Oleksy: Tak, i dla nich to jest wielki przywilej. Może większy niż pensja.

6.

Oleksy: Tak, zgoda. Prawda jest taka, że cały kapitalizm polityczny stworzył Kwaśniewski.
Gudzowaty: I wy wszyscy
Oleksy: Nie, to w jego salonie...
Gudzowaty: ...nakupowali wam smokingów. Wyglądaliście jak pingwiny, kurwa w czasie Bożego Narodzenia. Makabra, no.
Oleksy: Ja mam swój prywatny smoking.


5.

Gudzowaty: A wracając do twojego przyjaciela Millera i Kwaśniewskiego, żeby tak razem ocenić. To są takie skończone żule...
Oleksy: Teraz odkryłeś?
Gudzowaty: ...i takie chuje i taka młodzieżówka.
Oleksy: I obaj mnie zwalczali w różnych fazach.
Gudzowaty: To nawet dobrze było, że cię zwalczali.

4.

Oleksy: … kiedy nie mają argumentów przeciwko komuś, wtedy tak atakują
Gudzowaty: Ja nikogo nie atakuję.
Oleksy: Teraz ze mną na solo nie wygrasz. Ja bardzo dużo czytam, odświeżam umysł i kurwa będę jak brzytwa.

3.

Oleksy: Oluś zawsze był krętaczem, i to małym krętaczem. Za co się brał, zawsze spierdolił I to zjednoczenie lewicy też spierdolił Gudzowaty: Ale żonę miał ładną.
Oleksy: No, ale niestety za dużo tych liftingów.

2.

Oleksy: Przecież on [Leszek Balcerowicz] był zwykłym doktorem, jak pracował w KC PZPR. My byliśmy bliskimi kolegami. Ostatnie spotkanie było 3 maja, jak go spałowali gdzieś na Starym Mieście. I on następnego dnia zadzwonił, i był cały wzburzony: Józek, ty wiesz nic nie zrobiłem, byłem tam tylko i mnie do suki zaciągnęli.
A ja mu mówię: „Lesiu, a na chuj tam szedłeś. Wiedziałeś, że będą pałować”. (...) Zanim go wylegitymowali, to spałowali. Przyszedł się do mnie żalić. A ja mu mówię: „Po coś tam kurwa szedł?!”. Robienie z niego idola, przecież on kopiował...

1.

Oleksy: Siedzi wyfiokowana Jola i gada. Przez 15 minut czy więcej uczy obywateli, jak jeść bezę. Że bezy nie można kroić nożem i widelcem, bo może trysnąć. Że trzeba zdjąć kapelusik od bezy. I to jest kurwa program pierwszej damy! By się wstydziła takie programy prowadzić.

dodajdo.com

Złodzieje procentów

Napisane 11 marca 2007

Nie, nie będzie to wpis o fałszowaniu alkoholu ani o księgowych mafii. Będzie o czymś co zobaczyłem na ulicach Warszawy.

Otóż, idę sobie jak co rano do pracy, a tu widzę wielki plakat mniej więcej takiej treści:



Na początku myślałem, że jestem jeszcze zaspany i mam jakieś omamy wzrokowe. Ale jednak nie. Wszystko z moimi zmysłami w porządku. Wydaje się natomiast, że twórcy plakatu mają problemy z głową.

Zdaję sobie sprawę, że pogrobowcy Marksa zaklinają rzeczywistość i starają się twierdzić, że praca jest czymś ponadnaturalnym, ale fakty pozostają faktami. Praca była, jest i będzie towarem. I jej cena (czyli pensja pracownika) będzie się zachowywać tak, jak cena każdego innego produktu czy usługi. Ludzie płacą za towar dokładnie tyle ile uważają za słuszne.

Wyobraźmy sobie, że pięć lat temu zakupiliśmy za 1000 złotych pralkę. W tej chwili jej parametry się nie zmieniły. Nadal pierze dokładnie tak samo. Czyli, że jest dalej warta 1000 złotych? Chyba nie, gdyż w sklepach są dużo lepsze modele za 800 złotych. Jak to możliwe? Ktoś najwyraźniej okrada producentów pralek. Produkują lepiej, a dostają mniej. Do takich wniosków byśmy doszli stosując logikę OPZZ.

Jednakże związkowcy byli blisko. Faktycznie, ludzie pracy są rabowani. W biały dzień. Przez państwo. Ktoś kto zarabia 1000 złotych brutto dostaje na rękę 716 złotych. Ale musi wypracować przynajmniej 1200, gdyż takie koszty ponosi pracodawca. Jak łatwo można sprawdzić, państwo już w momencie gdy dostajemy nasze, ciężko zarobione pieniądze przejmuje 40% tego co wypracujemy. A potem dochodzą jeszcze VATy, akcyzy, cła itp. na produkty, które kupujemy w sklepach. Ale to wszystko przecież dla naszego dobra, nieprawdaż?

dodajdo.com

Którego bandytę chcesz mieć na koszulce?

Przypatrzcie się tym "wybitnym" ludziom. Jak patrzą w lepszą przyszłość. Jakie mają głowy zaprzątnięte myślami o dobru wszystkich (oczywiście tylko tych co mają takie same poglądy) ludzi.

dodajdo.com

Wotum narodu, wotum państwa?

Napisane 12 lutego 2007

30 stycznia 2007 roku prezydent Polski Lech Kaczyński podpisał ustawę budżetową, która m.in. przekazuje 40 milionów złotych na Świątynię Opatrzności Bożej. Socjaliści pobożni przyklasnęli tej "dotacji" natomiast socjalistów antyklerykalnych zalała (czerwona???) krew.

Jak zwykle w przypadku, gdy mamy do czynienia z walką dwóch mafii o pieniądze nie pokazuje się faktów. Ale po co opinii publicznej fakty? Wystarczy przecież nakarmić ją gładkimi formułkami, a leniwa tłuszcza łyknie wszystko skwapliwie nie zastanawiając się nad tym (nie mówiąc już o sprawdzaniu czegokolwiek).

A jak to było z ŚOB? Po uchwaleniu Konstytucji 3 Maja, posłowie na sejm wydali uchwałę, na mocy której naród polski został zobowiązany do budowy ponadwyznaniowej świątyni. Budowa miała być oparta w 100% o dobrowolne datki. Niestety plany te pokrzyżowały rozbiory.

Po odzyskaniu niepodległości Sejm Rzeczypospolitej wrócił do pomysłu sprzed ponad 100 lat, zmieniając jednakże "trochę" warunki. Uchwała z 17 marca 1921 r. przewidywała finansowanie budowy świątyni głównie z budżetu państwa. Oczywiście świątynia miała być już wyłącznie katolicka. Po wybudowaniu kościół wraz z terenem miał przejść na własność Archidiecezji Warszawskiej. Ogłoszono konkurs dla architektów, który zakończył się w 1932 roku, a przygotowania do budowy rozpoczęto w 1939 roku (swoją drogą ciekawe, dlaczego trwało to tak długo. Jeżeli ktoś wie coś na ten temat, to proszę o kontakt.). Wojna spowodowała, że do rozpoczęcia prac nie doszło.

W czasach PRL-u Kościół Katolicki dwa razy podchodził do tematu budowy ŚOB. Najpierw w 1947 roku za sprawą prymasa Augusta Hlonda. Wraz z jego smiercią temat upadł. Później, w latach siedemdziesiątych z polecenia prymasa Stefana Wyszyńskiego. Co ciekawe, ta próba była jak najbardziej udana. Kościół pw. Opatrzności Bożej znajduje się w Warszawie przy ulicy Dickensa 5. Był konsekrowany w 1979 roku, a prymas Wyszyński uznał go za wypełnienie wotum z Konstytucji 3 Maja. Dla niedowiarków link do strony tego kościoła.

Wydaje się, że powinno to zakończyć całą sprawę. Jednak nowy prymas, kardynał Glemp uznał inaczej. Od początku swojego urzędowania zabiegał o budowę tej świątyni. Doprowadził do tego, że w 1998 Sejm RP wydał uchwałę w sprawie budowy w Warszawie Świątyni Opatrzności Bożej. W 2001 roku rozpoczęła się budowa tego architektonicznego potworka.

Wróćmy do teraźniejszości. Sejm uchwalił budżet, a prezydent go podpisał. Zapisano w nim 40 milionów na ŚOB. Jednak nie na budowę, tylko na utworzenie muzeum i biblioteki. Plotki głoszą, że Glemp jak się o tym dowiedział, to o mało nie dostał apopleksji. Do ukończenia stanu surowego brakuje mu ponad 30 milionów, a rząd rzuca mu jałmużnę na książki i pamiątki po papieżu?

Podsumowując, banda kato-socjalistów chciała zrobić dobrze prymasowi i dać mu trochę publicznej kasy na zbudowanie świątyni dziękczynnej (która miała być ponadwyznaniowa, a poza tym już dawno została zbudowana), ale niestety nie zrobili tego jak należy. Ciekawe kto za to znalazł się na dywaniku u Glempa?

dodajdo.com

Papa Smerf królem Polski?

Napisane 28 grudnia 2006

46 posłów z PiS, LPR i PSL złożyło na ręce marszałka Sejmu projekt uchwały nadającej Jezusowi Chrystusowi tytuł króla Polski. Myślałem, że w tej kadencji nic mnie nie zaskoczy, ale jednak się myliłem. Cóż, jak to mówił Einstein, głupota ludzka jest nieskończona.

Uchwała złożona przez tych (p)osłów już na samym wstępie napotyka kilka poważnych przeszkód. Po pierwsze, Polska nie jest monarchią. Jest to spory problem. Sygnatariusze dokumentu powinni zmienić trochę treść uchwały i nadać JC tytuł prezydenta Polski. Chociaż nie. Kaczusia może mieć pretensje. Lepiej niech to będzie "honorowy tytuł prezydenta Polski na uchodźstwie".

Drugim problemem jest bardzo szybka reakcja hierarchii Kościoła Rzymskokatolickiego. Metropolita lubelski powiedział:

Do kompetencji Sejmu nie należy określanie miejsca, roli Chrystusa w naszych sumieniach. Tego się nie da rozwiązać przy pomocy dekretów.

Mądre słowa. Ciekaw jestem, którzy z tych "synów wiary", którzy wyskoczyli z tak "przełomowym" projektem ujawnią się. Chyba nie wstydzą się swojej wiary? A może strach o stołki jest silniejszy?

Trzeci problem pojawia się, gdy rozpatrujemy nieistnienie boga. Bo jeżeli można ogłosić jedną postać mityczną królem Polski, to co stoi na przeszkodzi, żeby zrobić tak z innymi? Zeus - król, Allach - szejk, Manitu - wódz. Jak to pięknie brzmi. A czemu nie Papa Smerf? Ma doświadczenie w samodzielnym rządzeniu. Sprawiedliwy, dobry, opiekuńczy. Idealny król. Może nasza "Wysoka" Izba powinna rozważyć taką uchwałę. Przynajmniej będzie jeszcze śmieszniej.

dodajdo.com

Prawa naturalne

Napisane 11 grudnia 2006

Podczas jednej z dyskusji w sieci zauważyłem, że ludzie albo nie znają pojęcia prawa naturalne, albo go nie rozumieją. Jest to o tyle dziwne, że są to prawa przypisane każdemu z nas. Prawa zapisane w naszych sercach i umysłach. Prawa człowieka.

Te prawa to:
  • prawo do życia;
  • prawo do własności;
  • prawo do wolności;
Są one niezmienne i obowiązują zawsze, niezależnie od miejsca i czasu. Tylko w ich aspekcie można postrzegać moralność. Przykładowo morderstwo czy kradzież są niemoralne, natomiast homoseksualizm nie może być za taki uznany, gdyż nie łamie praw naturalnych. Nie można jednak zabronić uważania gejów za zboczeńców.

Prawa naturalne są podstawą libertariańskiego anarchizmu. Dlatego też anarchiści sprzeciwiają się państwu, jako tworowi niemoralnemu, łamiącemu prawa człowieka. Państwo nas okrada pod postacią podatków, niewoli swoim prawem, a niektóre reżimy mordują swoich obywateli.

Ponieważ państwo posiada monopol na nauczanie, w bardzo prosty sposób wyrugowało prawdziwe pojęcie praw naturalnych z umysłów ludzi. Przecież nie będzie nauczać, że jest złe. Wprost przeciwnie, mogliśmy się w szkole dowiedzieć jakie to państwo jest super. Jak o nas dba. Musimy tylko płacić podatki i podporządkować się jego prawom. Państwo przecież chce naszego dobra. GÓWNO PRAWDA.

Na froncie indoktrynacyjnym tuż przy państwie stoi religia. Chrześcijaństwo zawłaszczyło sobie pojęcie praw naturalnych, zrównując je z prawem boskim (de facto prawem dyktowanym przez hierarchów). To od razu zostało sprytnie wykorzystane przez różnej maści etatystów. Jedni usiłują wprowadzać prawa kościelne twierdząc, że są to prawa naturalne. Drudzy, “walczą” z tymi prawami przepychając swoje nakazy i zakazy. Ostatecznie i tak dostaje się zwykłym ludziom.

Jedynym ograniczeniem praw naturalnych są prawa innych ludzi. Nie można wziąć własnego noża i wbić go w czyjeś serce. I tylko takie ograniczenie jest dopuszczalne.

Łamanie tych praw ma niestety smutne konsekwencje. Im dalej jest posunięte tym gorzej. Komunizm i nazizm to najbardziej drastyczne przykłady.

Dopóki będą łamane podstawowe prawa człowieka, dopóty nie będzie można powiedzieć, że jesteśmy wolni.

dodajdo.com

Lewiatan i piramida finansowa

Napisane 13 lipca 2005

Wielokrotnie przez media przetaczały się informacje o strasznych oszustach, którzy żerując na ludzkiej naiwności dorabiali się fortuny. Działali oni albo w tak zwanych piramidach finansowych, albo w budzących grozę systemach argentyńskich.

Działanie piramidy finansowej jest bardzo proste. Każdy człowiek, który zapisze się do systemu musi wpłacić pewną sumę pieniędzy i wprowadzać nowych członków. Od każdego z nich (a także od kolejnych poziomów wprowadzonych) dostaje prowizję. Jak widać najwięcej zarabiają osoby, które jako pierwsze weszły do systemu., a im później się wejdzie - tym gorzej. Ostatni nic nie zarabiają tylko utrzymują ten cały system.

Ktoś mógłby powiedzieć, że tego kto prowadzi taką firmę należy jak najszybciej zamknąć w więzieniu. Jest jednak działalność, która, mimo że jest prawdziwym oszustwem (w porównaniu z powyższym), to jeszcze do tego wszystko odbywa się jak najbardziej zgodnie z prawem i nie można się z tego systemu wypisać. To o czym piszę to największa piramida finansowa świata – państwowy system emerytalny.

Tak, tak – my wszyscy płacimy (lub będziemy płacić) sporą część naszych dochodów nie na przyszłą emeryturę, tylko na utrzymanie ZUSu (na marmury i wysokie pensje dla dyrektorów) oraz na wypłaty dla obecnych emerytów. Te pieniądze nie są inwestowane tylko przejadane. Podobnie jak w piramidzie najgorzej wyjdą Ci, którzy na emerytury przejdą najpóźniej, czyli dzisiejsza młodzież. Chociaż według prognoz jak ja będę przechodził na emeryturę to już dawno nie będzie ZUSu – zbankrutuje. Szacuje się, że stanie się to około roku 2015. Po prostu społeczeństwo się starzeje, ludzie żyją dłużej i dłużej pobierają emerytury, a na dodatek rodzi się mało przyszłych „niewolników”, którzy mogliby łożyć na ten system. Reforma przeforsowana przez rząd Buzka, tylko oddaliła nieuchronne, ale nic nie naprawiła.

Jakby ktoś nie wierzył mi na słowo, to na przykładzie pokażę jak wielkim oszustwem jest państwowy system emerytalny:
  • średnia pensja to obecnie około 2400 złotych
  • z tego na ZUS wpłacane jest 450 złotych miesięcznie, co daje rocznie sumę 5400
  • przy założeniu, że pieniądze odkładane będą przez 40 lat, otrzymujemy kwotę 216000 złotych (to jest suma bez żadnych odsetek, tak jakby te pieniądze trzymano w skarpecie)
  • zakładając, że mężczyzna pobiera przeciętnie emeryturę przez 5 lat otrzymujemy miesięcznie 3600 złotych, podczas gdy wyliczana przez państwo (przy zastosowaniu II filaru) emerytura dla naszego przykładu wynosi 1600.
  • A co by się stało gdybyśmy te pieniądze składali w banku na 5% rocznie? Po 40 latach mielibyśmy prawie 600 tys. co daje naszemu hipotetycznemu emerytowi wypłaty miesięczne w wysokości ponad 9 tys.
Chyba nikt już nie wątpi, że ZUS nie dość, że jest bankrutem i musi upaść, to jeszcze nas okrada. Co w takim razie należy robić, żeby nie dopuścić do katastrofy?
  1. Należy z wyprzedzeniem (powiedzmy 2-letnim) określić datę reformy.
  2. Z tym dniem następuje całkowita likwidacja ZUSu.
  3. Wszyscy ci, którzy w tym dniu nie skończyli 35 lat przechodzą wyłącznie na system prywatnych ubezpieczeń.
  4. Osoby, które juz otrzymują emeryturę, będą ją dalej dostawać w tej samej wysokości, oczywiście waloryzowaną wraz ze wzrostem inflacji (która notabene powinna wynosić 0)
  5. Najpoważniejszy problem jest z ludźmi, którzy są między 35 a 60/65 rokiem życia. Dla tych ludzi, w dniu wejścia w życie reformy, wyliczana jest emerytura (tak jakby właśnie tą emeryturę mieli dostać). Czyli – pracujesz od 20 lat, wyliczają Ci emeryturę tak jak gdybyś przepracował 20 lat. Ta kwota jest zapisywana i waloryzowana corocznie i po przejściu na emeryturę (w dowolnym wieku), dana osoba będzie otrzymywać właśnie tą kwotę plus to co zaoszczędzi w ramach prywatnego ubezpieczenia.
  6. Pieniądze na emerytury wypłacane przez państwo będą pochodzić z podatku, który będzie znacznie niższy od płaconego obecnie ZUSu i dodatkowo będzie z czasem malał.
Reforma ta nie jest oczywiście ideałem, ale według mnie jest możliwie sprawiedliwa i uchroni miliony ludzi od tragedii. Kwestia ustalenia podatku jest oczywiście dla mnie jako libertarianina mniejszym złem. W chwili obecnej jednakże inne rozwiązanie zakończyłoby się rewolucją. Miejmy nadzieję, że najgorszy scenariusz się nie ziści (chociaż patrząc na programy czołowych partii mam poważne wątpliwości).

dodajdo.com

Niedźwiedzia przysługa Afryce

Napisane 03 lipca 2005

Wczoraj odbył się koncert Live 8. Było to wielkie wydarzenie muzyczne, w którym uczestniczyły miliony ludzi z całego świata. Poświęcone było likwidacji nędzy w Afryce. Organizatorzy koncertów w 10 światowych metropoliach zaapelowali do spotykających się w środę przywódców grupy G-8, by nie lekceważyli głosu milionów uczestników sobotnich koncertów. Napisali:

Na miłość boską, potraktujcie nas poważnie! Nie zachowujcie się jak zwykle. Nie szukajcie kompromisów. Bądźcie wielcy. Zróbcie więcej niż się od was oczekuje, a nie tylko tyle, by uszło wam to na sucho

Jak ma wyglądać ta pomoc ludziom w Afryce? Organizatorzy Live 8 domagają się zwiększenie pomocy finansowej udzielanej krajom Afryki oraz anulowania im długu. Są to niestety działania pozorne, które przyniosą Afrykanom jeszcze większą biedę. Pieniądze pompowane przez bogate kraje są w większości przejadane przez skorumpowana administrację, a na dodatek powodują uzależnienie rządów krajów z Czarnego Lądu od „dobroczyńców”. Umorzenie długu nie poprawi sytuacji, tylko odwlecze katastrofę.

Jedyny sposób pomocy Afryce, to wprowadzenie tam gospodarki liberalnej, zaprzestanie finansowania przez rządy i danie wolnej ręki przedsiębiorcom, oraz otwarcie granic dla towarów i ludzi z Czarnego Lądu. Na to jednak zarówno etatystyczne rządy G-8 (gdyż to odbierze im część władzy) ani muzycy z Live 8 (gdyż to oznacza znienawidzony przez nich „dziki” kapitalizm) nie pójdą. Być może jednak Afryka wytrzyma kolejną dawkę pomocy i nie padnie doszczętnie.

dodajdo.com

Bezczelna kradzież w świetle prawa

Napisane 24 czerwca 2005

W czwartek 23 czerwca, Sąd Najwyższy USA wydał postanowienie, na mocy którego władze lokalne mogą przejmować domy i firmy obywateli, nawet wbrew ich woli. Nie chodzi tutaj o wywłaszczenie w celu budowy drogi, czy w ramach ochrony środowiska (chociaż to też jest kradzież), ale w celu budowy centrów handlowych czy innych prywatnych projektów.

Decyzję tę podjęto niejednogłośnie, w stosunku 5-4. Oznacza ona, że mieszkańcy Connecticut (oni wnieśli pozew), z dzielnic robotniczych zostaną wyrzuceni ze swoich domów, żeby zrobić miejsce na kompleks biurowy, hotel i fitnessclub. Urzędnicy miejscy argumentowali swoją decyzję tym, że majątek posiadany przez robotników jest dużo mniejszy od wpływów, które można by uzyskać przy innym jego wykorzystaniu.

Przy wydawaniu wyroku zasłaniano się Piątą Poprawką, która pozwala rządom przejmować prywatną własność w celu "publicznego wykorzystania". Sędziowie (a raczej bandyci), którzy głosowali „za” twierdzili, że urzędnicy wiedzą najlepiej, co przyniesie korzyści ich społeczności. Poza tym budowa takiego kompleksu biurowego czy hotelu da nowe miejsca pracy i zwiększy wpływy z podatków. Ci, którzy przynieśli wstyd Ameryce to: John Paul Stevens, Anthony Kennedy, David H. Souter, Ruth Bader Ginsburg i Stephen G. Breyer.

W obronie podstawowego prawa mieszkańców Connecticut (a także innych ludzi w przyszłości) stanęła sędzia Sandra Day O'Connor. Dowodziła, że władze miejskie nie mają nieograniczonej władzy eksmisji rodziny, nawet jeżeli zapewnione zostanie odszkodowanie, aby po prostu wyświadczyć przysługę bogatym przedsiębiorcom. Poparli ją sędziowie: przewodniczący składu sędziowskiego William H. Rehnquist, Antonin Scalia i Clarence Thomas.

Powyższy wyrok oznacza, że teraz, w świetle prawa, każdy może stracić swój majątek, gdy ten wpadnie w oko jakiemuś przedsiębiorcy. Rodzi to niewiarygodnie duże pole do nadużyć, wzrośnie korupcja, spadnie szacunek dla prawa. Przykro patrzeć jak stacza się jedna z ostatnich ostoi wolności na świecie. Miejmy nadzieję, że Europa w tym nie będzie się wzorować na Stanach.

dodajdo.com

Che punkowcem?

Napisane 18 czerwca 2005

BBC Radio 1 opublikowało ranking największych punkowców wszechczasów. Ranking ten przygotowano z okazji rocznicy pierwszego koncertu Sex Pistols i nic dziwnego, że wygrał John Lydon znany lepiej jako Johny Rotten, wokalista tego zespołu. Na pewno pierwsze miejsce należało mu się jak nikomu innemu.

To że w pierwszej dziesiątce brakuje kilku znaczących osób dla ruchu punkowego, to nic. Najbardziej bulwersującą rzeczą jest fakt, że na tej liście znalazł się Che Guevara. Niezrozumiałe jest dla mnie jak można utożsamiać ruch anarchistyczny z komunistycznym mordercą. Z człowiekiem, który z zimną krwią mordował dzieci, który zabijał tych co nie chcieli mu pomagać, i który skomlał o litość jak złapali go jego wrogowie.

Popkultura zupełnie oszalała, a najgorsze jest to, że młodych ludzi karmi się romantycznymi opowieściami o „przystojnym i dzielnym obrońcy uciśnionych”, a ci nic o nim nie wiedząc noszą koszulki z jego podobizną. Przykre.

dodajdo.com

Poczet antyklerykałów cz. VI

Thomas Jefferson (1743 – 1826) – prawnik z wykształcenia, pochodził z zamożnej rodziny, był jednym z twórców Deklaracji Niepodległości. Po utworzeniu Stanów Zjednoczonych zajmował się tworzeniem prawa, między innymi ustaw wprowadzających wolność religijną.

Był przywódcą frakcji demokratyczno – republikańskiej, która opowiadała się (w odróżnieniu od federalistycznej) za dużą decentralizacją państwa i autonomią poszczególnych stanów. Członkowie tej frakcji popierali też Rewolucję Francuską, czego wyraz dał Jefferson jako minister ds. Francji w latach 1785 – 1793.

Po przegranych wyborach w roku 1796 został wiceprezydentem, a w roku 1801 - trzecim prezydentem USA. Urzędował 2 kadencje do 1809 roku. W trakcie jego rządów obniżono podatki, obcięto wydatki na wojsko oraz zredukowano znacznie zadłużenie kraju. W 1803 roku nabyto od Napoleona Luizjanę. Thomas Jefferson jako prezydent walczył też o to, żeby nie wplątać kraju w wojny napoleońskie. Po zakończeniu urzędowania pracował na Uniwersytecie Wirginii.

Jako ciekawostkę mogę podać, że (podobnie jak Jerzy Waszyngton) Thomas Jefferson hodował i palił marihuanę.

Przeciwnicy Jeffersona nazywali go „walczącym ateistą”, ale w rzeczywistości był on deistą. Optował za rozdziałem państwa od Kościoła. W 1786 powstała Ustawa o wprowadzeniu wolności religijnej, której był autorem. Znalazł się w niej bardzo ważny frgament:

Rozumiemy doskonale, że zmuszanie człowieka do składania opłat na rzecz rozpowszechniania przekonań religijnych, których on nie podziela, to rzecz grzeszna i godna tyrana..

O wolności religijnej pisał jeszcze:

Historia nie dostarczyła nam ani jednego przykładu państwa pod wpływami kościoła, któremu udałoby się zachować wolność religijną.

O samym chrześcijaństwie nie miał też zbyt dobrego mniemania:

Nadejdzie dzień kiedy mistyczne spłodzenie Jezusa przez boga-ojca w łonie dziewicy będzie zaliczone do takiej samej bajki jak spłodzenie Minerwy w głowie Jupitera.

Od czasu wprowadzenia chrześcijaństwa, miliony niewinnych mężczyzn, kobiet i dzieci zostały spalone, torturowane, ukarane, uwięzione - ale nie posunęliśmy się nawet o cal w kierunku jedności. Jaki był skutek zmuszania [ludzi do przyjęcia chrześcijaństwa]? To, że jedna połowa świata została głupcami, a druga hipokrytami? To, że na całym świecie szerzy się łajdactwo i niewiedza?

Oprócz swojej działalności antyklerykalnej, Jefferson był też orędownikiem wolności jednostki. Uważał, że rząd musi być maksymalnie ograniczony. Do tego właśnie dążył podczas tworzenia konstytucji Stanów Zjednoczonych. Znamienne są jego słowa:

mądre rządy i państwa, szukając sposobów na stworzenie warunków wzrostu i prosperity, obserwują, wspierają i naśladują zachowanie swoich obywateli.

I pamiętajmy, że:

Nic nie jest niezmienne prócz przyrodzonych i niezbywalnych praw człowieka. Prawa do życia, wolności i dążenia do szczęścia.





Źródła:

dodajdo.com

Prywatne sądy - szybko, tanio, sprawiedliwie

Napisane 15 maja 2005

Jedną z najbardziej kontrowersyjnych kwestii, które podejmuje się przy dyskusjach o prywatyzacji, jest sprawa sądownictwa. Większości ludzi wydaje się, że nie mogą istnieć prywatne sądy, bo przecież od zawsze były państwowe. Jednakże anarchokapitaliści twierdzą, że wszystko co prywatne jest dużo lepsze niż państwowe. Sądownictwo też. Postaram się wyjaśnić to stanowisko i rozproszyć większość obaw z nim związanych.

Nie jest prawdą, że sądy prywatne nie istniały lub nie istnieją. Przed wiekami to ludzie decydowali do kogo się zwrócić w sprawach spornych i była to przeważnie osoba najstarsza lub najmądrzejsza według nich. W momencie gdy handel stał się powszechny pojawiły się prywatne sądy handlowe. Strona, która w takim sądzie przegrywała (istniały oczywiście możliwości odwołań), a nie chciała sie podporządkować wyrokowi była automatycznie wyrzucana poza nawias środowiska kupców, co oznaczało bankructwo. Sądy te były bardzo sprawne, wyroki sprawiedliwe, a całość niezależna od jakiejkolwiek władzy państwowej. W tej chwili także istnieją prywatne sądy handlowe, lecz wyższą instancją dla nich jest (niestety) sąd państwowy.

Jak widać idea prywatnego sądownictwa nie jest niczym nowym, czymś co pojawiło się w głowie „szalonych anarchistów”. Pomysł ten opiera się na głębokiej analizie i przekonaniu, że ludzie potrafią sobie poradzić bez pomocy państwa. Jak więc takie sądy mogą wyglądać w wolnym społeczeństwie?

Nie będzie podziału sądów na cywilne, karne, rodzinne, pracy i inne. Każda sprawa będzie sprawą cywilną. Przestępstwa będą ścigane wyłącznie z powództwa ofiary, zgodnie z zasadą „nie ma ofiary – nie ma przestępstwa”. Pojawia się zaraz zarzut, że w takim systemie morderstwo pozostanie bezkarne. Oczywiście tak nie będzie. Denat przeważnie ma rodzinę lub/i znajomych. Ci ludzie będą starać się o to żeby morderca został schwytany. Ludzie samotni lub ci, którzy obawiają się o swoje życie mogą wykupić polisę, a gdy kogoś nie stać (na przykład samotnego emeryta) zrobi to za niego albo organizacja charytatywna, albo sąsiedzi, którzy chcą żyć w bezpiecznej okolicy. W tym przypadku to firma ubezpieczeniowa będzie dążyć do schwytania zabójcy w celu odzyskania kosztów polisy.

Jak sądy będą finansowane w wolnym społeczeństwie? Istnieją różne możliwości. Opłatę sądową może uiszczać strona przegrana, mogą być one opłacane na zasadzie abonamentu lub z ubezpieczeń od odpowiedzialności cywilnej. Sądy mogłyby być też opłacane przez agencje policyjne. Na wolnym rynku pozostanie najlepszy z możliwych sposobów finansowania. Ktoś zapyta: a co z biednymi? Czy sądy prywatne to sądy bogaczy? Przeciwnie, to sądy państwowe są sądami dla bogaczy, gdyż stać ich na najlepszych adwokatów, a nawet na łapówki. Biedak nie ma szans. Wolne społeczeństwo poradzi sobie z tym problemem. Mnie osobiście podoba się rozwiązanie ze średniowiecznej Islandii, gdzie swoje powództwo można było sprzedać. W ten sposób ludzie biedni byli zabezpieczeni.

Jak wyglądałby proces w prywatnym sądzie? Należy pamiętać o tym, że w anarchokapitaliźmie istniałyby tylko trzy prawa: prawo do życia, prawo do własności i prawo do wolności. Tak więc sądy będą rozpatrywać każdą sprawę kierując się tymi właśnie prawami.

Ale wracajmy do sedna sprawy. Powiedzmy, że pan X, czuje się pokrzywdzony przez pana Y. Udaje się do firmy Polskie Sądy Prywatne i wynajmuje sędziego. Podpisuje jednocześnie umowę, że podporządkuje się wydanemu wyrokowi. Pan Y zostaje poproszony o przybycie na rozprawę. Kiedy nie przybywa ani on, ani jego reprezentant, a nie zostaje przedstawiony żaden powód absencji, rozprawa odbywa się normalnie. Kiedy jednak taki powód zostanie przedstawiony, sędzia sprawdza czy jest prawdziwy. Kiedy okazuje się to oszustwem, sędzia nie uwzględni już raczej innych zwolnień, a poza tym może pozwać daną osobę za oszustwo. Załóżmy jednak, że zwolnienie okazało się prawdziwe i pozwany pojawia się na następnej rozprawie. Sędzia po wysłuchaniu obu stron i świadków oraz po obejrzeniu dowodów wydaje wyrok. W tym miejscu chcę zaznaczyć, że w wolnym społeczeństwie głównym celem postępowania sądowego, nie będzie ukaranie winnego, ale zadośćuczynienie ofierze.

Jeżeli obie strony zgadzają się z wyrokiem, to jest po sprawie. Podobnie, gdy pan Y podpisał umowę, w której zgodził się podporządkować wyrokowi sądu. Natomiast jeżeli pozwany uważa, że jest niewinny, to może udać się do innego sądu (powiedzmy do firmy Temida). Kiedy drugi sędzia wydaje identyczny wyrok, może rozpocząć się egzekucja sądowa. Natomiast gdy wyda wyrok przeciwny, to obaj sędziowie zwracają się do innego o ponowne rozpatrzenie sprawy. Ten wyrok będzie już ostateczny. Jak widać nie będą istnieć sądy wyłącznie apelacyjne. Każdy sąd będzie mógł być apelacyjnym, ale prawdopodobnie powstaną specjalne firmy, zajmujące się takimi sprawami i zatrudniające najlepszych sędziów.

Dochodzimy więc do sytuacji, w której wyrok zapadł i zgodnie z podpisanymi przez obie strony umowami może dojść do egzekucji sądowej. Idei sądów prywatnych zarzuca się to, że prywatyzują przemoc, na którą do tej pory monopol miało państwo. A przecież anarchokapitaliści są przeciwni wszelkiej przemocy. Jednakże należy zauważyć, że ewentualna siła, w momencie gdy strona winna nie podda się egzekucji, wynikać będzie wyłącznie z dobrowolnie podpisanych umów. Może się oczywiście zdarzyć, że osoba pozwana w ogóle nie będzie się przejmować wyrokiem sądu. W tym momencie przewidywane są różne rozwiązania. Albo taki człowiek zostaje uznany za banitę i nie ma już żadnych praw wolnego człowieka, albo (troszkę mniej drastyczne) społeczeństwo zostaje poinformowane o tym, że jest to człowiek aspołeczny i w związku z tym nikt uczciwy nie będzie chciał mieć z nim do czynienia. Czy wolne społeczeństwo wybierze jedną z tych opcji czy wytworzy jakieś inne rozwiązanie, tego nie wiemy.

Jak widać sądy prywatne mogą zapewniać sprawiedliwość znacznie skuteczniej niż państwowe. Zarzuca się jednak takiemu rozwiązaniu, że nie będzie wolne od korupcji, a na rynku utrzymają się wyłącznie te sądy, które będą przyjmować łapówki. Cóż, taki zarzut może zostać postawiony wyłącznie wtedy gdy założymy, że większość społeczeństwa to bandyci. Na szczęście tak nie jest. Żaden sędzia prywatny nie będzie sobie mógł pozwolić na wzięcie łapówki, gdyż w momencie gdy pojawiłby się chociaż cień podejrzenia o nieuczciwość, straciłby klientów. Wolny rynek usuwa złych przedsiębiorców promując uczciwych, tyczy się to także sędziów.

To co przedstawiłem powyżej jest wyłącznie przypuszczeniem, prawdopodobną alternatywą. Chodziło o to, żeby pokazać, że takie rozwiązanie jest możliwe. Natomiast przyszłości nikt nie może być pewny, a szczególnie kształtu stosunków międzyludzkich w libertariańskim społeczeństwie.

dodajdo.com

Szwecja – cud socjalizmu czy równia pochyła

Napisane 06 maja 2005

Wielokrotnie spotykałem się ze stwierdzeniem, że kapitalizm jest zły, a socjalizm dobry. Jako przykład stawiana była Szwecja. Wszelkie zastrzeżenia w stylu: tam jest socjalizm, więc to musi upaść, zbywane były zawsze w ten sam sposób, że liberałowie czekają na upadek Szwecji kilkadziesiąt lat i jak widać nic się nie dzieje (sam zresztą kiedyś tak mówiłem). A jaka jest prawda? Czy rzeczywiście Szwecja to raj na ziemi, czy może są krok od katastrofy? Postaram się odpowiedzieć na to pytanie.

Na początek mały rys historyczny. W XVIII w. Szwecja rozwijała się prężnie (jak na tamte czasy) dzięki bliskim kontaktom z Francją. Niestety, wojny napoleońskie doprowadziły do ogólnej stagnacji i kryzysu gospodarczego w wieku XIX. Szwecja staje się krajem biednym. Dochodzi do masowej emigracji. W ciągu 80 lat kraj opuszcza 1,5 mln. osób (przy zaludnieniu 3,5 mln.). Na szczęście reformy liberalne dokonane pod koniec XIX w. doprowadzają do szybkiego rozwoju przemysłu. W ciągu 30 lat z jednego z najbiedniejszych krajów Szwecja zmienia się w giganta gospodarczego*. W latach 30 ubiegłego wieku do władzy dochodzą socjaliści i zaczynają budowę społeczeństwa dobrobytu, którego to projekt jest w pełni realizowany po II Wojnie Światowej.

Pierwszy kryzys, który nastapił w Szwecji miał miejsce w latach 70 XX wieku. Był on następstwem ogólnoświatowego kryzysu naftowego. Ponieważ gospodarka szwedzka była sterowana przez państwo nie można było szybko wyjść z tego kryzysu. Zaowocowało to bardzo dużym bezrobociem i zmianą rządu na centroprawicowy. Niestety, niewiele sie zmieniło i na początku lat 80 do władzy znów dochodzą socjaliści. Gospodarka powoli staje na nogi, ale dzieje się tak za sprawą liberalizacji na świecie, a zwłaszcza w USA (reformy Ronalda Reagana), które są głównym partnerem handlowym Szwecji. Niestety na skutek działań socjalistów, a także z powodu spekulacyjnej działalności banku narodowego (sic!), pod koniec lat 80 i na początku 90 Szwecja odnotowuje kolejny poważny kryzys. Szybko rośnie bezrobocie i dług publiczny. Program naprawczy zastosowany przez centroprawicę powoduje odwrócenie złych tendencji i wzrost gospodarczy na poziomie 10%. W 1994 znowu dochodzą do władzy socjaliści, a ich działanie powoduje ponowny wzrost bezrobocia, deficytu budżetowego i długu publicznego. W ostatnich latach Szwecja powoli sie podnosi, na skutek ogólnego poprawienia koniunktury na świecie.

Czytając to co powyżej napisałem można się zdziwić dlaczego w tym kraju socjalizm ma się tak dobrze. Przyczyniło się do tego kilka czynników. Po pierwsze Szwecja zaczynała z bardzo wysokiego poziomu. Socjaliści mieli co wydawać. Po drugie kraj ten ominęły obie wojny światowe, a do tego bardzo dobrze na nich zarobili, gdyż posiadają gigantyczne złoża rud żelaza. Po trzecie przemysł wydobywczy oraz papierniczy przynosił na tyle duże dochody, że można było opłacać państwo dobrobytu. Po czwarte w kraju tym bardzo sprawnie działa biurokracja. Oczywiście nie bez znaczenia jest też mentalność Szwedów, którzy są narodem bardzo patriotycznym i pracowitym.

Już słyszę te głosy mówiące: to na pewno tylko przejściowe trudności, ludzie w Szwecji żyją spokojnie i dostatnio. Byc może tak wygląda to z naszej perspektywy, ale jak naprawdę żyje się w tym cudzie socjalizmu?
  • Większość branż ma własny samorząd, co powoduje że marża na niemal wszystkie produkty wynosi od 100 do 450% przy jednocześnie bardzo małym asortymencie (ktoś przypomina sobie ocet na półkach?).
  • Bezrobocie wynosi 5,6%, przy czym są to dane oficjalne, gdyż liczbę tę zaniża się różnymi sztuczkami takimi jak wysyłanie na kursy, czy przemianowanie zasiłku na pomoc dla początkujących biznesmenów. Zakłada się, że prawdziwe bezrobocie jest nawet 2 razy wyższe.
  • Koszty pracy są realtywnie wysokie, a pensje netto niskie, co powoduje ucieczkę zarówno firm jak i specjalistów.
  • Spada wydajność szwedzkich pracowników. Mimo lepszej infrastruktury maszynowej zaczyna być ona zbliżona do polskiej.
  • Prawie 70% kobiet jest zmuszonych do pracy, mimo iż tego nie chcą; po prostu dochody ich rodzin są zbyt małe (nic dziwnego przy takich podatkach**).
  • Jeszcze do niedawna przymusowo zapisywano członków największego związku zawodowego do Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej (skąd my to znamy).
  • Średni dochód na rodzinę wynosi ok. 9 tys. koron, a czynsz za mieszkanie to wydatek rzędu 7 tys.
  • Średnio na operację w państwowym szpitalu oczekuje sie 2 lata.
  • Jeszcze do niedawna zdarzały się przypadki, że imigranci z byłych republik radzieckich i krajów Azji środkowej po przyjeździe zabijali jakiegoś Szweda, żeby dostać się do tamtejszego więzienia.
  • Kiedyś w Szwecji nie trzeba było zamykać drzwi w domach czy samochodach, bo nikt nie kradł. Kilkadziesiąt lat zasiłków spowodowało, że liczba drobnych kradzieży i włamań rośnie lawinowo.
  • PKB na mieszkańca z roku na rok jest coraz mniejsze. W tej chwili Szwecja jest na 26 miejscu na świecie pod tym względem.
  • Jeżeli chodzi o wzrost nakładów inwestycyjnych to mitem jest to, że w kraju tym tak chętnie się inwestuje. Szwecję w tej statystyce wyprzedzają 124 kraje.
To tylko niektóre przykłady „wspaniałości” szwedzkiego raju. To co się słyszy na codzień to tylko sojalistyczna propaganda. Kraj ten chyli się ku upadkowi. Ale ile mu jeszcze zostało trudno powiedzieć. ZSRR upadał 70 lat. Podejrzewam, że w przypadku Szwecji efektów możemy sie spodziewać w najbliższym czasie. I niech nikt nie mówi więcej, że chciałby żyć w „państwie dobrobytu”, lub że odpowiada mu „model szwedzki”.

* Tak na marginesie, to na wielu przykladach (nie tylko Szwecji), możemy zobaczyć ile czasu zajmuje przekształcenie kraju biednego, a nawet zniszczonego w kraj kwitnący. Szwedom zajęło to 30 lat, w Chile trwało to około 20, Niemcy po wojnie z totalnego zniszczenia do trzeciej potęgi na świecie doszli w mniej więcej tym samym czasie. Duzo szybciej (ok. 10 lat) poradziły sobie takie kraje jak Nowa Zelandia czy Irlandia. Obecnie ten proces pięknie widać na przykładzie Azerbejdżanu, który był zniszczony doszczętnie, a teraz powoli dochodzi do czołówki krajów, w których warto inwestować.

** Jest takie szedzkie powiedzenie: nie dostajemy pensji tylko kieszonkowe od rządu.

dodajdo.com

„Ja Jan biorę sobie Ciebie Zbigniewie za małżonka”

Napisane 26 kwietnia 2005

Piękna ceremonia, kwiaty, mnóstwo gości i para młoda - dwóch mężczyzn lub dwie kobiety. Czy taki zaskakujący obrazek jest możliwy? W Polsce jeszcze pewnie długo, długo nie. Ale w niektórych państwach świata już się tak dzieje. Pary homoseksualne mają prawną możliwość zawarcia związku partnerskiego lub małżeństwa. Uzyskały ją na skutek działań środowisk socliberalnych. Oczywiście niektórzy przywódcy religijni do spółki z konserwatystami krzyczą o upadku rodziny, degeneracji cywilizacji itp. Sprzeciwiają się tego rodzaju rozwiązaniom. Twierdzą, że państwo powinno bronić tradycyjnego modelu rodziny.

A jakie powinno być podejście człowieka wyznającego ideały libertariańskie? Czy powinien sprzeciwiać się tej „promocji zboczenia”, czy też dążyć do prawnej regulacji takich związków? Według mnie, libertarianizm daje tylko jedną odpowiedź na takie pytanie: całkowite zniesienie państwowej regulacji odnośnie małżeństw.

Zgadzam się z tym, że w ostatnich czasach małżeństwo przechodzi kryzys. Ale nie jest on spowodowany rzekomą promocją homoseksualizmu, czy też rewolucją seksualną jak sądzą konserwatyści. Kryzys ten wynika z tego właśnie, że państwo zajęło się udzielaniem i „legalizacją” związków małżeńskich zamiast pozostawić to w gestii samych zainteresowanych.

Czym jest małżeństwo? Jest to dobrowolna umowa między ludźmi, w której wszystkie strony definiują swoje obowiązki i prawa w czasie trwania związku. I tak powinno być. Należy dążyć do likwidacji Urzędów Stanu Cywilnego i wszelkich praw dotyczących małżeństw. Niech to ludzie sami decydują z kim i na ile chcą się pobrać.

Natychmiast zniknie kwestia związków homoseksualnych, gdyż będzie to dobrowolna decyzja gejów czy lesbijek. Nie będzie kwestii małżeństw poligamicznych i poliandrycznych (zadowoleni powinni być muzułmanie i poliamorowcy). Nie będzie już problemu z rozwodami, gdyż odpowiedni zapis będzie (lub nie w przypadku np. katolików) zapisany w umowie małżeńskiej. Powstaną specjalne organizacje zajmujące się udzielaniem ślubów dla osób niewierzących i niereligijnych. Organizacje homoseksulistów (np. Lambda) będą się zajmować udzielaniem takich ślubów swoim członkom i sympatykom.

Pewnie część z Was zastanawia się co z dziećmi. Otóż kwestia dzieci, też powinna być regulowana umową małżeńską. Co należy zrobić w przypadku rozwodu, śmierci jednego z rodziców lub obojga. Należy oczywiście pamiętać, że dziecko też jest człowiekiem, a nie przedmiotem i w pewnym wieku może już decydować o sobie. Może nie chcieć przebywać z kimś i nie można mu tego nakazać. Ma prawo wyboru, ale też należy mu uświadomić konsekwencje. Takie podejście rozwiązuje problem adopcji przez pary homoseksualne, gdyż opieka sprawowana przez takie pary nad dziećmi, będzie wynikać wyłącznie z dobrowolnych umów między rodzicami dziecka, a daną parą czy osobą lub między dzieckiem a przyszłymi opiekunami.

Sytuacja przedstawiona przeze mnie pewnie niedługo nie nastąpi, gdyż państwo przyzwyczaiło się do tego, że kontroluje każdy rodzaj działalności człowieka. Ale mimo wszystko należy walczyć o naszą wolność, w tym także o wolność zawierania związku małżeńskiego z kim chcemy.

dodajdo.com

Prawdziwe oblicze papieża

dodajdo.com

Poczet antyklerykałów cz. V

d'Alembert (1717 – 1783) – francuski filozof, fizyk i matematyk. Wybitny przedstawiciel oświecenia. Członek Akademii Francuskiej. Współtwórca i współredaktor Wielkiej Encyklopedii Francuskiej. Zwolennik empiryzmu, za pewną uważał wiedzę opartą na doświadczeniach zmysłowych, które tworzyć miały podstawę pojęć ogólnych i definicji. Za główne zadanie myślenia i działalności naukowej uznał porównywanie faktów lub idei i poszukiwanie związków między nimi. Dokonał podziału nauk na historię, filozofię i sztuki piękne. Jako pierwszy zwrócił uwagę na społeczne i biologiczne uwarunkowania ludzkich pojęć i sądów o świecie. Ostatecznie skłaniał się ku sceptycyzmowi, nawet agnostycyzmowi, zakładając niepoznawalność tzw. istoty rzeczy. Przyjmował istnienie duszy, która jako oddzielna substancja miała w człowieku kształtować świadomość niezależnie od materii. Za podstawę moralności uznał niezmienne zasady etyczne, właściwe z natury wszystkim ludziom, a z drugiej strony - właściwie pojęty interes osobisty i społeczny.




John Adams (1735 – 1826) – Amerykański działacz niepodległościowy. Był deistą. Był przeciwnikiem zależności państw od jakiejkolwiek religii (zwłaszcza chrześcijańskiej). Ukończył prawo na Uniwersytecie Harvarda. Bardzo wcześnie dał się poznać jako żarliwy patriota. Dwukrotnie sprawował urząd wiceprezydenta za kadencji Washingtona. Sam został prezydentem w 1797. Nie wybrano go na drugą kadencję, gdyż zwolennicy Thomasa Jeffersona przeprowadzili świetną kampanię.




Thomas Paine (1737 – 1809) – angielski pisarz, myśliciel i działacz rewolucyjny; deista. W 1776 opublikował broszurę Common Sense, nawołującą kolonie angielskie do ogłoszenia niepodległości. Był uczestnikiem wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Po powrocie do Anglii popierał Rewolucję Francuską i z tego powodu musiał uciekać do Francji. W 1792 wybrany do Konwentu Narodów. Później został aresztowany przez jakobinów. W 1794 opublikował Wiek rozumu, w której to książce poddał krytyce doktrynyę chrześcijańską. Książka ta odwiodła więcej osób od chrześcijaństwa niż zachęciła do niego Biblia. Pisał w niej między innymi:

Gdy czytamy o obscenicznych historiach, niecnych uczynkach, okrutnych i poprzedzonych torturami egzekucjach, nieustannej chęci zemsty, którą wypełniona jest ponad połowa Biblii, dochodzimy do wniosku, że należałoby ją raczej nazwać słowem demona niż słowem bożym. Służyła... ona korupcji i brutalizacji rodzaju ludzkiego.

Pisał także:

Wśród wszelkich tyranii gnębiących ludzkość najgorsza jest tyrania w dziedzinie religii, każda inna odmiana tyranii ogranicza się do świata, w którym żyjemy, lecz tyrania religii usiłuje sięgnąć poza grób i ściągać nas w wieczności.

oraz:

Nie należę ani do wyznania mojżeszowego, ani do kościoła rzymskiego, ani kościoła greckiego, ani kościoła tureckiego, ani kościoła protestanckiego, ani żadnego innego, który znam. Mój umysł jest moim kościołem

W 1802 wrócił do Stanów Zjednoczonych gdzie zmarł w zapomnieniu.





Źródła:

dodajdo.com

Krzyż, penis i wolność słowa

Napisane 14 kwietnia 2005

Ostatnio znowu w mediach pojawiła się sprawa Doroty Nieznalskiej. Jest ona oskarżona o obrazę uczuć religijnych w ten sposób, że podczas wystawy "Pasja" w galerii Wyspa Progress znieważyła publicznie przedmiot czci religijnej poprzez przedstawienie w punkcie centralnym metalowego krzyża męskich genitaliów, tj. o przestępstwo z artykułu 196 Kodeksu Karnego (fragment wyroku ogłoszonego 18 lipca 2003).

Pomijając to czy instalację Nieznalskiej można nazwać sztuką (dla mnie osobiście nie jest), sprawa ta ma kilka aspektów.

Pierwszy dotyczy tego, że zamierzenia twórczyni były zupełnie inne niż się jej przypisuje. Krzyż, którego użyła, był krzyżem równoramiennym (tzw. maltańskim). Symbolizować miał patriarchat, a nie chrześcijaństwo. Być może katolicy maja już taką fobię, że w każdym krzyżu doszukują się obrazy swoich uczuć religijnych. Wobec tego powinno się zakazać gry w kółko i krzyżyk, zmienić sposób odznaczania kandydatów na kartach do głosowania i przerobić wszystkie skrzyżowania na ronda (bo przecież nie można bezcześcić tego symbolu poprzez jeżdżenie i chodzenie po nim).

Drugi aspekt to sprawa własności prywatnej. Wystawa, na której pojawiła się instalacja Nieznalskiej odbyła się (o ile mi wiadomo) w prywatnej galerii sztuki. Twórczyni nikogo nie zmuszała do oglądania. Całą sprawę rozdmuchały media, epatując nas przez parę dni obrazami tego krzyża z genitaliami (ich nikt nie oskarżył o obrazę uczuć). Ze swoją własnością każdy może robić to, co mu się podoba, pod warunkiem, że nie narusza wolności innych ludzi.

I wreszcie - last but not least - wolność słowa. Nawet gdyby Nieznalska chciała z premedytacją obrazić czyjeś uczucia religijne, to miała do tego pełne prawo. Przepis o ochronie tych uczuć to zwykła cenzura. Należy pamiętać, że wolność słowa dotyczy poglądów kontrowersyjnych, obrażających innych ludzi, takich, z którymi większość może się nie zgadzać. Poglądy, które nikogo nie gorszą, będą mogły być wygłaszane zawsze i nie potrzebują ochrony. Wolność głoszenia tego co się chce, jeżeli nie zmusza się innych do słuchania (oglądania) jest podstawowym prawem każdego z nas.

I musimy o nią walczyć, bo bez niej bedziemy jak te zwierzęta w klatce.

dodajdo.com

Lewica? Prawica?

Napisane 10 kwietnia 2005

Rewolucja Francuska dała nam, w kontekście scenie politycznej, podział na lewicę i prawicę. Podział ten wziął się z tego, że po prawej stronie sali obrad parlamentu siedzieli zwolennicy monarchii (konserwatyści), a po lewej radykałowie.

Powyższy podział przyjął się w Europie i, jak wiadomo, stosujemy go do dziś. Ale czy jest słuszny? Czy dobrze opisuje scenę polityczną?

Zastanówmy się co powinno powodować przypisanie danej partii do lewicy czy prawicy. Czy będzie to program gospodarczy? Jeśli tak, to LPR jest partią lewicową. A może podejście do spraw obyczajowych? To w takim razie komunistów należałoby przypisać do prawicy.

Jak widać taki podział niczego nie wyjaśnia, a wprowadza wyłącznie zamęt. Według mnie właściwszym byłby tzw. podział amerykański. Podział według rogów kwadratu, którego boki są osiami oznaczającymi stopień wolności gospodarczej i osobistej. Na jednym z rogów mamy liberałów (w konwencji amerykańskiej), czyli zwolenników wolności obywatelskich, ale z ograniczonymi wolnościami ekonomicznymi. Na przeciwległym znajdują się konserwatyści, którzy chcą pełnej wolności gospodarczej, ale ograniczenia wolności osobistych. Kolejny róg kwadratu zajmują zwolennicy państwa opiekuńczego, czyli Ci co chcą ograniczać zarówno wolności ekonomiczne jak i osobiste. I w końcu, w opozycji do tych ostatnich, są libertarianie. Ci, dla których wolność w pełnym tego słowa znaczeniu i we wszystkich jej aspektach jest najważniejsza.

Jeżeli weźmiemy ten podział pod uwagę, to zobaczymy, że w polskim parlamencie nie ma partii liberalnych, ani konserwatywnych. Wyłącznie sami socjaliści. Sytuację wyborcy w dniu elekcji można opisać starym (z poprzedniego systemu) politycznym kawałem.

Przychodzi facet na wybory, podchodzi do stołu komisji i mówi:
- Poproszę kartkę drugą od dołu.
- Dlaczego akurat tę? Przecież wszystkie są takie same.
- Jak są wybory, to trzeba coś wybrać.

dodajdo.com

Poczet antyklerykałów cz. IV

Benjamin Franklin (1706 – 1790) - uczony, filozof i polityk amerykański. Był jednym z "Ojców Założycieli", współautorem amerykańskiej Deklaracji Niepodległości oraz konstytucji. Dążył do zniesienia niewolnictwa. Wynalazł między innymi piorunochron. Był wielbicielem Voltaire'a, a szczególnie jego krytyki biblii.

Powiedział:

Demokracja jest wtedy, kiedy dwa wilki i owca głosują, co zjedzą na obiad. Wolność jest wtedy, kiedy dobrze uzbrojona owca podważa wynik głosowania!




David Hume (1711 – 1776) - szkocki filozof, historyk i ekonomista, jeden z głównych przedstawicieli empiryzmu. W 1779 opublikowano jego książkę Dialogi dotyczące religii naturalnej. Była to ostra polemika ze zwolennikami wiary w cuda i nadnaturalność religii. Stosował metodę, zgodnie z którą należy przyjmować te wyjaśnienia zjawisk, które są mniej cudowne.

Powiedział:

Im straszniejszy jest obraz bóstwa, tym powolniejsi i bardziej ulegli stają się ludzie wobec jego kapłanów.




Fryderyk Wielki (1712 – 1786) - król Prus w latach 1740-1786. Pod jego rządami Prusy stały się jednym z najpotężniejszych państw europejskich. Był agnostykiem. W swoim państwie tolerował jednak różne wyznania, będąc bodaj pierwszych królem, który tak otwarcie dystansował się do spraw religii.

W 1752 roku wypowiedział nastepujące słowa:

Katolicy, luteranie, reformowani, żydzi i wiele innych sekt chrześcijańskich mieszka w tym państwie i żyje w zgodzie: jeśli zbyt gorliwy władca opowie się po stronie jednego z tych wyznań, na początku utworzą się stronnictwa, wybuchną spory, pomału zaczną się prześladowania i wreszcie wyznawcy religii prześladowanej opuszczą ojczyznę, tysiące istot ludzkich wzbogaci sąsiadów swą liczbą i swymi umiejętnościami [...] Wszystkie religie, jeśli się je zbada, opierają się na systemie mitów, mniej lub bardziej absurdalnym.




Denis Diderot (1713 – 1784) - wybitny francuski pisarz i filozof okresu Oświecenia. Jego najbardziej znanym dziełem jest Kubuś fatalista i jego pan. Stał się inicjatorem, naczelnym redaktorem i jednym z głównych twórców Encyklopedii (1751-1772), która zebrała dorobek myśli społecznej, filozoficznej i moralnej europejskiego oświecenia. Jego poglądy ewoluowały od teizmu, poprzez deizm (był zresztą wojującym anty- ateistą, tak więc dla wielu z Was jest nadzieja) do otwartego, materialistycznego ateizmu. Sprzeciwiał się karze śmierci. Piętnował stosunek kleru do nauki, w tym palenie książek i indeksy ksiąg zakazanych.

W 1746 pisał:

Sądząc po konterfekcie najwyższej Istoty, jaki mi odmalowano, opierając się na jej skłonności do gniewu i niechybnej a okrutnej zemsty... dusza najbardziej nawet sprawiedliwa byłaby skłonna, pragnąć iżby taka Istota w ogóle nie istniała. Żyłoby się dosyć spokojnie na tym świecie, gdyby miało się pewność, że nic na tamtym nie grozi; myśl o tym, że nie ma żadnego Boga, nigdy nikogo nie przerażała. Przeraża natomiast myśl, że jest taki Bóg jakiego mi odmalowano.





Źródła:

dodajdo.com